Zwykły dzień. Wstałam dzielnie, nie czekałam, aż Wiktoria wyciągnie mnie z łóżka. Wyciągnęłam mundurek z szafy i podreptałam do łazienki.
Zwykły dzień. Powtórzyłam po raz drugi w myślach.Weszłam pod prysznic i włączyłam ciepłą wodę, tak jak to robię zawsze, ponieważ to
zwykły dzień. Ubrałam się żwawo, ponieważ było mi zimno i to
zwykły dzień. Podeszłam do umywalki i nałożyłam na swoją szczoteczkę do zębów miętową pastę, moją ulubioną. Myjąc zęby popatrzyłam w lustro. Moje rude włosy były strasznie rozczochrane, a w oczach znajdowała się ropa.
Zwykły dzień. Wyplułam całą pastę i umyłam twarz. Następnie uczesałam włosy i splotłam je w długi, gruby warkocz. Nałożyłam też kolczyki. Małe, czarne perełki, które dostałam na urodziny od Lily.
-
Zwykły dzień - powiedziałam patrząc w lustro.
- Coś mówiłaś Rose? - zapytała Nina, dziewczyna z czwartego roku.
- Nie, nie - powiedziałam ze sztucznym uśmiechem i wyszłam. W dormitorium nikogo nie było. To dobrze, ponieważ to
zwykły dzień. Chwyciłam torbę i zeszłam powoli do Pokoju Wspólnego, a potem skierowałam się do Wielkiej Sali. To przecież
zwykły dzień.
*
Zwykły dzień. Zostałem obudzony przez Lori, moją dziewczynę. Dziewczynę, której nie kochałem, a gdy ją całowałem dusiłem się przez jej tapetę, ale i tak ją całowałem. Podała mi szatę i kazała się nie odzywać, bo ma zły humor, a ja jej posłuchałem, ponieważ to
zwykły dzień. Poszedłem do toalety i wziąłem szybki prysznic. Nie umyłem włosów, ponieważ mi się nie chciało i to
zwykły dzień. Niezbyt ochoczo wpełzłem w ubranie i podszedłem do umywalki. Umyłem zęby bardzo miętową pastą, której nienawidziłem, bo strasznie piekła mnie w język. Dała mi ją Lori, bo mówiła, że nieprzyjemnie się jej mnie całuje. Ktoś ci kazał? Podniosłem oczy na swoje odbicie w lustrze. To był
zwykły dzień, więc nie było aż tak źle. Lekko przeczesałem swoje blond włosy i ułożyłem grzywkę na bok.
-
Zwykły dzień - powiedziałem sam do siebie. Wyszedłem z łazienki i poszedłem do dormitorium, gdzie czekała już Lori. Zła Lori, ponieważ za długie siedziałem w toalecie.
Zwykły dzień. Przez drogę do Wielkiej Sali gadała mi o tym jak bardzo nienawidzi Rose i oznajmiła, że już nigdy nie zamierza spędzać z nią czasu.
Zwykły dzień.
- Ja pójdę zająć sobie miejsce, a ty Scorpiusku idź zobaczyć ogłoszenia - oznajmiła, a raczej rozkazała i zniknęła. Nie miałem wyboru. Podszedłem do tablicy. Nic nowego,
zwykły dzień. Skierowałem się w stronę Wielkiej Sali, ale musiałem się zatrzymać. Z drugiej strony nadchodziła Rose, która także się zatrzymała. Moja piękna Rose dziś wyglądała nawet lepiej niż wczoraj. Jej piękne, rude włosy były związane w warkocz, który pod wpływem szybkiego zatrzymania się, spoczywał na lewym ramieniu. Na policzkach znajdował się lekki rumieniec, co dodawało jej tylko wdzięku. W jej niebieskich oczach nawet z tej odległości można było zobaczyć błysk. Przygląda mi się. Lekko podnosi prawą dłoń, jakby chciała się przywitać. Mam coś powiedzieć? Nie, zrobię to samo, podniosę lekko dłoń. Uśmiechnęła się niewyraźnie. Robi mi się gorąco, strasznie gorąco.
Zwykły dzień.
*
Scorpius dziś wygląda przepięknie. Jego śliczne, blond włosy jak zwykle są ułożone na bok. Niebieskie oczy, które teraz bacznie mnie obserwują, jak zawsze są pięknie niebieskie, usta lekko rozchylone. Proszę, powiedz coś do mnie... Proszę! Wiem... Podniosę lekko dłom, może chociaż mnie powita... Ohh.. Powtórzył tylko mój ruch. Tak bardzo kocham jego głos jest taki głęboki i piękny, nie taki jaki ma Leo. Jak go zmusić do gadania?
- Cz-cześć...- wyjąkałam. Może się odezwie? Robi mi się strasznie gorąco.
- Cześć.
- Jak tam? - co ja gadam?! "Jak tam"?!
-
Zwykły dzień.
-
Zwykły dzień - powtórzyłam.
- To... Ja już pójdę...
- Tak, na mnie też już czas - i każdy z nas poszedł w swoją stronę.
Zwykły dzień. Podeszłam do miejsc, gdzie siedzieli Lily, Hugo i... Leo. Na samą myśl o nim robiło mi się jakoś źle. Ja przecież go nie kocham. Ja kocham Scorpiusa.
Zwykły dzień. Zjedliśmy śniadanie w wesołej atmosferze. A przynajmniej Lily, Hugo i Leo jedli w wesołej atmosferze. Próbowałam nie nawiązywać kontaktu wzrokowego z Leo. Kilka razy odwracałam się do Ślizgonów. Czułam też kilka razy wzrok Scorpiusa na sobie.
Zwykły dzień. Potem były lekcje, które minęły w miarę szybko.
- Idziemy dziś do biblioteki? - zapytała mnie i Leo Lily.
- Nie, dziś pouczymy się w Pokoju Wspólnym.
- Dzlaczego?
Bo przez Scorpiusa nie mogę się skupić.
- Jakoś tak - odpowiedziałam z uśmiechem.
*
Po lekcjach jak zwykle chciałem iść do biblioteki. Rose i nauka, tylko to mnie uszczęśliwiało, a jeśli nie mogłem mieć Rose, została mi już tylko nauka.
Zwykły dzień.
- Lori, idziemy do biblioteki, dobrze? - zapytałem.
- Znów?!
- Przestań! Chcesz nie zdać?!
- Ale dlaczego chcesz iść do biblioteki?
- Bo to
zwykły dzień.
- No dobra, idziemy.
W bibliotece było miło, bo Lori nie gadała.
*
Kurde! Czemu ja jestem taka głupia?! Jest już po dziewiętnastej, czyli Scorpius na pewno jest w bibliotece, a ja potrzebuję książki do odrobienia pracy domowej z transmutacji.
ZWYKŁY DZIEŃ!
- Idę do biblioteki po książkę - oznajmiłam.
- Idę z tobą!
Spodziewałam się takiej reakcji... To przecież
zwykły dzień.
- Nie, dzięki Leo. Poradzę sobie - powiedziałam z uśmiechem, udawanym oczywiście. Zeszłam na dół, a potem skierowałam się do biblioteki. Próbowałam przejść nie patrząc w stronę stolika, przy którym zawsze siedział mój przyjaciel z jego dziewczyną. Pokusa jednak była większa i nie wytrzymałam. Z ulgą stwierdziłam, że przy stoliku siedzi tylko Lori, ale zaraz potem pojawiły się we mnie nowe obawy. Przecież on może być w dziale z książkami do transmutacji!
Zwykły dzień... Uznałam, że stanie w miejscu nic nie pomoże, a gdy będę tu bardzo długo Lily lub co gorsza Leo przyjdą zobaczyć, czy wszystko dobrze. Zdecydowałam, że pójdę po te książki. Ha! Miałam szczęście, bo ten dział był pusty!
Zwykły dzień! Kiedy wybrałam kilka potrzebnych mi książek (czytaj: całą masę) poszłam je wypożyczyć, ale zatrzymałam się w połowie drogi. Powód wszystkim jest chyba bardzo dobrze znany. Scorpius i
zwykły dzień. Stał sobie tak beztrosko i sprawiał wrażenia jakby się ukrywał.
- Znowu się spotykamy - powiedziałam. No, bo co miałam powiedzieć?
- Rose, cześć - uśmiechnął się do mnie. Znów ten głos... Jejku...
Nastąpiła chwila ciszy. Powinnam już chyba iść, ale coś mi się przypomniało. Coś o czym Scorpius powinien wiedzieć.
- Teraz chodzę z Leo - powiedziałam, a Scorpius wytrzeszczył oczy i zrobił się czerwony.
- Ja już pójdę,
Za szybko? To przecież
zwykły dzień.
*
Spokojnie sobie stoję między regałami i ukrywam się przed
Lori, a tu nagle zjawia się Rose i mówi, że chodzi z Leo. Co? CO?! To przecież
zwykły dzień! Zrobiło mi się jakoś gorąco, a oczy takie jakby zaczęły być mokre. Pobiegłem do stolika, gdzie siedziała ziewająca Lori, załapałem torbę i zacząłem biec. Jak ona mogła?! Dlaczego ona mi to zrobiła?! Wbiegłem do najniższej toalety i zamknąłem się w kabinie na dobre kilka godzin. Po długim rozmyślaniu i babskim płaczu doszedłem do wniosku, że ja jej zrobiłem to samo.
Zwykły dzień.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam, że nie było tak długo rozdziału, ale wróciłam. Pamiętacie jeszcze Stokrotkę? :) Rozdział zupełnie inny, bo napisany z perspektyw głównych bohaterów. Raczej nie będę więcej tak pisać :)
~Stokrotka